Czy wzrost PKB i średniej krajowej oznacza, że ludziom żyje się lepiej?

1 marca, 2023 Wyłączono przez Edytor2
Czy wzrost PKB i średniej krajowej oznacza, że ludziom żyje się lepiej?

Jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa w Polsce (oraz wielu państwach Europy) z dumą ogłaszano kolejne statystyki dotyczące wzrostu poziomu PKB oraz PKB per capita. Sytuacja przedstawia się podobnie, jeśli chodzi o poziom przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce krajowej.

Zdaniem rządów mierniki te najlepiej pokazują tempo bogacenia się społeczeństwa. Czy tak jednak jest w istocie? Niestety, wiele wskazuje na to, że – zgodnie ze słowami, które wypowiedział w XIX wieku Benjamin Disraeli – istnieją trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, okropne kłamstwa, statystyki.

Wzrost produkcji to nie wszystko – dlaczego PKB nie oddaje pełnego obrazu rzeczywistości?

Produkt krajowy brutto (PKB) jest od dziesięcioleci postrzegany jako jeden z najważniejszych mierników gospodarczych. Pokazuje on tempo rozwoju ekonomicznego państwa (gospodarki krajowej) rozumianego jako przyrost produkcji w okresie jednego roku. W pewnym uproszczeniu do PKB zalicza się wydatki:

– konsumpcyjne,

– inwestycyjne,

– rządowe.

Polska w ostatniej dekadzie (jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa oraz konfliktu zbrojnego na Ukrainie) odnotowywała zadowalające wyniki, jeśli chodzi o przyrost produktu krajowego brutto. Przykładowo, w 2018 roku tempo wzrostu PKB w Polsce wyniosło ok. 5,4%.

Czy taki stan rzeczy oznacza jednak, że Polska jest krajem mlekiem i miodem płynącym? Niekoniecznie – miernik PKB nie uwzględnia szeregu czynników pozafinansowych, które także są ważne z punktu widzenia jakości życia. Czego nie ujmuje się w produkcji krajowej brutto?

PKB a czas wolny

Wśród brakujących elementów znajduje się między innymi wypoczynek. Jeśli założymy, że pracujący obywatele w danym kraju zaczną pracować w wymiarze nie czterdziestu, lecz na przykład pięćdziesięciu godzin tygodniowo, wydajność pracy wzrośnie o dwadzieścia pięć procent (oczywiście, jest to daleko idące uproszczenie, która zakłada liniowy charakter produktywności).

Czy nowy porządek oznacza wzrost krajowej produkcji? Najprawdopodobniej tak właśnie się stanie. Zapomina się jednak w takiej sytuacji o pewnym bardzo ważnym aspekcie: czas wolny tych pracowników zmniejszy się. Staną się oni bardziej przeciążeni pracą i zagrożeni wypaleniem zawodowym. Wielu z nich nie będzie w stanie cieszyć się życiem, a ich dotychczasowe pasje oraz zainteresowania odejdą w zapomnienie.

Skutki trwającego przez dziesiątki lat zbyt wysokiego obciążenia pracą widać na przykład w Japonii, w której przez lata mierzono się ze zjawiskiem karoshi, tj. śmierci z przepracowania. Ponadto, społeczeństwo tego kraju boryka się obecnie z takimi problemami jak powszechna depresja, trudność w nawiązywaniu relacji międzyludzkich oraz niski współczynnik dzietności. Niestety, jest to cena za dążenie do maksymalizacji PKB, czyli podejście obecne w Japonii przez ostatnich kilka dekad.

Miernik PKB to zbyt ogólny wskaźnik

Produkt krajowy brutto to wskaźnik, który ma wiele zalet. Niestety, nie pokazuje on, jak rozkłada się dochód narodowy między różne grupy społeczne. Przykładowo, według komunikatu rządowego w danym roku nastąpił wzrost produktu krajowego o 5%. To bardzo dobra informacja, prawda?

Pozornie tak, ale warto by wiedzieć także, które grupy w społeczeństwie cieszą się większą ilością dóbr. Czy przyrost PKB oznacza polepszenie warunków życia najuboższych, ciężko pracujących grup społecznych? Czy może wręcz przeciwnie – na wzroście gospodarczym zyskują głównie najzamożniejsi, a rozwarstwienie dochodów w społeczeństwie zwiększa się? Niestety, w danych na temat PKB takich informacji nie znajdziemy.

Co zamiast wskaźnika PKB?

Niestety, nie ma na to pytanie jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Produkt krajowy brutto to miernik powszechnie stosowany na świecie, ponieważ jest on stosunkowo łatwy w obliczeniu. Niestety, takie aspekty jak np. poziom czasu wolnego, satysfakcja z życia, stabilność zatrudnienia itp. to aspekty niemierzalne lub subiektywne.

W związku z tym próby podejmowane przez niektórych ekonomistów (na czoło wysuwa się tu m.in. W. D. Nordhaus, J. Tobin oraz P. A. Samuelson) są z góry skazane na niepowodzenie. Stosowanie kompleksowego miernika, który bierze pod uwagę aspekty pozafinansowe, jest w praktyce niezwykle kosztowne i czasochłonne.

W efekcie jesteśmy oczarowywani wizją rosnącego PKB. Niektórzy mogą powiedzieć nawet, że jesteśmy mamieni. Czym innym bowiem – jeśli nie zbiorowym, społecznym oszustwem – jest sytuacja, w której teoretycznie bogacimy się, lecz towarzyszy temu przepracowanie, brak równowagi work-life balance oraz nieustanna obawa o przyszłość?

Średnia krajowa GUS także pokazuje niewiele

Kolejnym ze wskaźników, które każdego roku publikuje Główny Urząd Statystyczny, jest wysokość przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego brutto (czasem określanego także jako tzw. średnia krajowa). Zgodnie z informacjami zamieszczonymi na stronie internetowej GUS-u, metodologia ustalania średniej krajowej zakłada, że bierze się pod uwagę m.in. następujące rodzaje dochodów:

– wynagrodzenia osobowe brutto,

– honoraria wynikające z zawartych umów o pracę,

– wypłaty w związku z praw do udziału w zysku,

– nadwyżki bilansowe w spółdzielniach.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że GUS-owska średnia krajowa to użyteczny miernik. Praktyka pokazuje jednak, że wskaźnik ten ma wiele istotnych słabości. Z czego one wynikają?

Po pierwsze, podczas ustalania przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce nie ustala się dochodzeń z tytułu umów cywilnoprawnych. Jest to dość rażąca słabość, wziąwszy pod uwagę fakt, że według statystyk w Polsce w minionym roku na umowach śmieciowych pracowało łącznie niemal milion osób (a i tak jest to spadek w porównaniu z poprzednimi latami). Praktyka pokazuje, że umowy cywilnoprawne to domena pracowników tymczasowych/sezonowych, a zleceniobiorcy nie mogą liczyć na zbyt wysokie wynagrodzenia o stabilności zatrudnienia nawet nie wspominając. W efekcie wiele wskazuje na to, że oficjalny wskaźnik GUS jest zniekształcony.

Po drugie, statystyki Głównego Urzędu Statystycznego nie obejmują płac w mikrofirmach, tj. przedsiębiorstwach zatrudniających do 10 osób. Ponieważ w małych przedsiębiorstwach wynagrodzenia są zazwyczaj niższe niż w dużych organizacjach, wiele wskazuje na to, że oficjalne dane GUS również są zawyżone.

Dobrym przykładem pokazującym, że wysokość średniej krajowej nie odzwierciedla sytuacji, jest sytuacja z końcówki 2022 roku. Po raz kolejny ogłoszono wzrost przeciętnego wynagrodzenia w Polsce (7329,66 złotych brutto), tym razem o 10,3 ale po zestawieniu z inflacją dla takiego samego okresu okazało się, że realne płace spadły, ponieważ inflacja wyniosła w grudniu 2022 roku aż 16,6%!

Statystyki gospodarcze to kłamstwo? Podsumowanie

Niestety, współczesne rządy są zbyt mocno skofusowane na wyniki finansowe. Pod tym względem niewiele różnią się one od korporacji, w których najważniejsze są targety oraz KPI, czyli wyrażone w liczbach cele do osiągnięcia.

Co jednak z czasem wolnym – czy miarą rozwoju gospodarczego jest nieustanna, coraz cięższa praca? Czy opisane w tekście słabości mierników gospodarczych oznaczają, że w istocie Polacy nie są tak zamożni jak mogłoby się wydawać na podstawie danych makroekonomicznych?

Odpowiedź na te pytania nasuwa się sama.

Autor: Emil Zelma