Polski komputer z czasów PRL zdecydowanie lepszy od amerykańskich – zniszczony przez system komunistyczny
10 marca, 2016Często mówi się, że Polska Rzeczpospolita Ludowa i ogólnie państwa, które znalazły się w strefie wpływów ZSRR po 1945 roku, były tak zacofane gospodarczo względem krajów Zachodu, że z samej definicji nie mogły wytworzyć niczego innowacyjnego, co przebijałoby dokonania naukowców z takiej potęgi, jak USA.
Polakom udało się jednak zaskoczyć i zawstydzić Amerykanów i to nie raz – chociażby wybudowaniem przez Polaków w 1974 roku najwyższej konstrukcji na świecie – masztu radiowego w Konstantynowie. Warto dodać, że w tym przypadku zazdrośni o polski sukces byli także Rosjanie.
Mówi się, że za początek rozwoju komputerów odpowiedzialne są Stany Zjednoczone – to tam powstał w 1976 roku Apple I, a w 1981 komputer IBM PC. Stamtąd pochodzi wiele uznanych pierwszych firm komputerowych, jak powstały już w 1939 roku Hewlett-Packard, czy co prawda dużo później, bo w 1984 roku, ale dziś bardzo silny Dell.
Wszyscy znamy te fakty mniej lub bardziej dokładnie. Ale gdy dodam do tego, że w 1970 roku w Polsce, polski inżynier, skonstruował komputer, który miał lepsze parametry niż powstały ponad 10 lat później IBM PC, to wielu z Was najpewniej będzie zaskoczonych. No bo jak to? Polska przecież zawsze jest zacofanym krajem, który potrafi tylko ściągać z opóźnieniem technologię z Zachodu. A już w latach 70-tych XX wieku zupełnie nie mogło powstać u nas coś innowacyjnego technologicznie!
Otóż fakty są takie – stworzony w 1970 roku przez inż. Jacka Karpińskiego minikomputer K-202 był cudem techniki na skalę światową. W jego wnętrzu znajdowały się 16-bitowe układy scalone, sprzęt potrafił wykonać milion operacji na sekundę i teoretycznie potrafił pracować tak, jakby miał aż 8 MB pamięci, chociaż faktycznie posiadał tylko 150 kB. Dla porównania, powstały w 1981 roku IBM PC, posiadał jedynie 64 kB pamięci! Warto zaznaczyć, że ten plski sukces był możliwy m.in. dzięki wygraniu przez Pana Jacka konkursu młodych talentów techniki, organizowanego przez UNESCO w 1960 roku. Pozwoliło to na dwuletni wyjazd inżyniera do Stanów Zjednoczonych. Tam był on przyjmowany jak król – kilkakrotnie proponowano mu pracę. W każdym przypadku odmówił. A oto dlaczego:
„Nie wiem, czy można to nazwać patriotyzmem, ale ja po prostu chciałem pracować dla Polski. Zawsze wierzyłem, że ruscy kiedyś sobie pójdą. A technologia zostanie. Poza tym uważałem, że to nie byłoby w porządku – wyjechać na delegację i zostać. Spotkałem Polaków, którzy tak postąpili, i nie sądziłem, żeby to było uczciwe. Wiedziałem, że w PRL będę żył w niewoli, ale wierzyłem też, że normy moralne obowiązują niezależnie od sytuacji. I jeszcze jedno: nie mogłem zostawić mojej mamy”.
Na celowniku władz PRL
Niestety, twórca K-202 nie był ulubieńcem ówczesnej władzy z kilku powodów. Po pierwsze – podczas wojny należał do Szarych Szeregów, batalionu „Zośka”, wziął udział w powstaniu warszawskim. Jego udział w wielkiej operacji AK zakończył się jednak już pierwszego dnia – Pan Jacek został postrzelony w kręgosłup i został sparaliżowany. Dzięki wystawieniu przez lekarzy fałszywej karty chorobowej, został przewieziony do szpitala w Pruszkowie. A zatem szczęśliwie przeżył okres powstania i dzięki temu mógł w ciągu swojego życia stworzyć kilka genialnych wynalazków, w tym komputer K-202. Może to doprowadzić do refleksji, ilu znakomitych Polaków, którzy mogliby przyczynić się do naszego rozwoju, nie przetrwało tej tragedii…
Pan Jacek Karpiński nie mógł być także lubiany przez włodarzy rodzimych zakładów tworzących komputery – Elwro i Instytutu Maszyn Matematycznych. No bo jakże to, dla Karpińskiego pracowało 200 osób, a w tamtych instytucjach odpowiednio 6 tys. ludzi i 700 osób. Z wywiadu z inż. Jackiem Karpińskim, wynika, że w tamtych firmach znajdowało się pełno ubeków i najróżniejszych towarzyszy, którzy nie mogli znieść, że ktoś niezwiązany z ówczesną władzą może osiągnąć taki sukces. Ostatecznie niestety osiągnęli oni swój cel…
Do produkcji maszyn K-202, mimo ich niewątpliwej innowacyjności, doszło jedynie dzięki wsparciu z Wielkiej Brytanii (co wydaje się dość kuriozalne biorąc pod uwagę tamte czasy). Dlaczego nie udało się uzyskać wsparcia od państwa polskiego? Oddam w tym momencie głos twórcy K-202:
„Na początku próbowałem zainteresować wojsko. Miałem znajomego pułkownika. Projekt bardzo mu się spodobał. Tylko kto to ma wyprodukować? Poszedłem do Zjednoczenia MERA i trafiłem tam na dyrektora Jerzego Huka. Huk uznał projekt za interesujący i powołał do jego oceny komisję pod kierownictwem Mareczka Greniewskiego – syna profesora Henryka Greniewskiego. Ojciec udawał cybernetyka, a syn – eksperta od elektroniki.
Po paru tygodniach komisja stwierdziła, że projekt nie nadaje się do realizacji, bo technologii, jaką proponuję, nie ma i być nie może. Jakby mogła być, Amerykanie na pewno by już ją wykorzystywali. Jednym słowem: MERA mojej maszyny produkować nie chce”.
W 1971 roku komputer K-202 został wystawiony na Targach Poznańskich. Do inżyniera Karpińskiego podszedł z gratulacjami wtedy sam Edward Gierek. Kto by wtedy pomyślał, że już 2 lata później cały ten projekt zostanie zniszczony. Niestety, Pan Jacek stał się personą non grata dla ówczesnej władzy i został zwolniony z zakładu. Oto, co według jego relacji stało się dalej:
„Jak mnie wylali, na linii produkcyjnej było następnych 200 jednostek moich maszyn. Zniszczyli je. Potem MERA przez pięć lat pracowała nad kopią K-202. W końcu ją zrobili – dwa razy wolniejszą, zawodną i niebotycznie droższą od K-202. Zresztą próbowano kopiować K-202 i w Moskwie, ale z tego w ogóle nic nie wyszło”.
Próba odnowienia biznesu w latach 90-tych
Ostatecznie inż. Karpiński wyjechał z Polski do Szwajcarii, wrócił do kraju w 1990 roku. Spróbował jeszcze raz swoich sił w biznesie – chciał produkować stworzony przez siebie skaner Pre-Reader. Ministerstwo Przemysłu miało pomóc Panu Jackowi – otrzymał on kredyt z wtedy państwowego BRE Banku na 860 tys. dolarów, a zabezpieczeniem tego kredytu miał być dom inż. Karpińskiego w Aninie, wyceniany na 350 tys. USD. Kredyt miał zostać wypłacony w trzech transzach, jednak już przy drugiej transzy kredytu okazało się, że dom miał być zabezpieczeniem tylko dla wypłaty pierwszej części pieniędzy. Pan Jacek utrzymuje, że bank wcześniej nie poinformował go o tym. A to nie koniec historii:
„Żeby się ratować, zaprojektowałem kasy fiskalne. Zapożyczyłem się w paru bankach, otworzyłem zakład, byłem w przededniu produkcji. Jedno włamanie, drugie, trzecie – wszystko zniknęło. Po prostu rozkradli mi zakład. A miałem przecież ochronę! Podpisałem umowę na produkcję tych kas z Libellą. Zorganizowałem im zakład produkcyjny od zera. Przysłali mi na dyrektora jednego z członków rady nadzorczej. I zaraz się okazało, że nie mam wstępu do zakładów. Makabra! Zakłady były Libelli, ale projekty moje. Podpisałem umowę na produkcję z Apatorem. Zrobili prototypy, a ponieważ wszystko działało jak należy, zapadła decyzja o produkcji. I wtedy postanowili produkować płyty główne w Warszawie i zamówili od razu 3 tysiące. – Panowie – mówię. – Tak się nie robi. Niech najpierw przygotują próbną partię, zobaczymy, do czego to się w ogóle nadaje. Przecież trzeba sprawdzić kooperanta.
Nie posłuchali. A w Warszawie spieprzyli wszystkie płyty, co do jednej. Okazało się, że ten sam zakład pracuje dla innego producenta kas fiskalnych, który ma siedzibę w tym samym budynku. Z mojego punktu widzenia to był ewidentny sabotaż”.
Dlaczego tak się stało? Tutaj już każdy może wyciągnąć własne wnioski. Inżynier Jacek Karpiński zmarł we Wrocławiu w 2010 roku. Do końca życia spłacał długi z emerytury. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Najczęściej zadawane pytania – FAQ
Co wyróżniało komputer K-202 na świecie?
Minikomputer K-202 wyróżniała zadziwiająca w ówczesnych czasach wydajność – a był to początek lat 70tych XX wieku. Sprzęt potrafił wykonać milion operacji na sekundę i teoretycznie był w stanie wykonać pracę do 8 MB – w praktyce było to 150 kB, które również znacznie przewyższało konkurencję. Dla porównania, prototyp znanych nam dzisiaj komputerów, IBM PC powstał 10 lat później i miał „tylko” 64 kB pamięci.
Co umożliwiło Jackowi Karpińskiemu stworzenie komputera K-202?
Karpiński w 1960 roku wygrał zorganizowany przez UNESCO konkurs dla dla młodych talentów techniki. To umożliwiło mu dwuletni wyjazd do Stanów Zjednoczonych w trakcie którego mógł rozwijać swoje pomysły, a jego geniusz był doceniany. Mimo tych bardzo korzystnych i sprzyjających warunków dla rozwoju nie pozostał w Stanach i odrzucił ofertę pracy.
Dlaczgo Jacek Karpiński nie przyjął propozycji pracy w Stanach Zjednoczonych?
Nie przyjmował liczcych propozycji pracy dla USA, ponieważ, jak twierdził, pragnął pracować właśnie dla Polski. Kierowało nim poczucie obowiązku i sprawiedliwości – nie wyobrażał sobie żyć wygodnie w USA, kiedy Polacy tkwili w niewoli ZSRR. Trzeba również wspomnieć, że pan Jacek należał do Szarych Szeregów, batalionu Zośka i walczył w Powstaniu Warszawskim.
Kto zaprzepaścił genialny projekt Jacka Karpińskiego?
Pomimo, że komputer K-202 budził podziw, jego twórca nie był zbyt lubiany przez polskie władze. Powodem była jego przynalezność do Szarych Szeregów, „Zośki” i fakt, że był on powstańcem. Jego projekt nie został dopuszczony do produkcji przez Zjednoczenie MERA z absurdalnym uzasadnieniem: „gdyby taka technologia była możliwa, Amerykanie już by na to wpadli”. Kiedy K-202 trafił już do produkcji, Karpiński został zwolniony, a komputery zniszczone i nikt już nie dał rady ich odtworzyć.